Zielony wiersz
Ja nie chcę wiele:
Ciebie i zieleń,
i żeby wiatr kołysał
gałęzie drzew,
i żebym wiersze pisał
o tym, że…
każdy nerw,
każda chwila samotna,
każdy ból – jakże częsty, jak częsty! –
zwiastuje otchłań,
mówi: nieszczęsny…
Ja nie chcę wiele,
ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
i żeby listkom
akacji było wietrznie,
i żeby sercu – bezpiecznie,
i żeby kot się bawił firanką
jak umie.
Żeby siedzieć na jerozolimskim ganku
i nic nie rozumieć.
Pętacki wiersz
sam wiesz, że łżesz,
ale dlaczego tak boli, tak boli?
chyba już nic nie napiszę
w ogromną i groźną ciszę
schodzę powoli
Ja nie chcę wiele
Ciebie i zieleń
I żeby wiatr kołysał
Gałęzie drzew
I żebym wiersze pisał
O tym że…
Bezradność
Na rozstajnych drogach usiądę,
autostopem dojadę wszędzie…
Słusznie mówicie – rozsądek
i ty – że nic z tego nie będzie.
Owijam się w wiersze, jak mumia w tkaniny,
żeby przez wieczność drzemać,
szukam rymu do szumu kaliny-
i nie ma.
Jednak wieje wiatr śródziemnomorski,
wieją tęsknoty…
A ty lubisz kręcić włosy,
a ty lubisz kolorki
i koty.
I tak już na zawsze zostaniesz w pamięci,
a skutek:
że będziesz na palcu kręcić, kręcić, kręcić
mój smutek.
Odjedziesz. Legenda będzie rosła.
Do widzenia.
Ty przeszłaś koło mnie jak wiosna,
którą widziałem z więzienia.
Czarnoksięstwo
Spragniony magicznych pokus,
liryczny czarnoksiężnik,
wolałem «Hokus-pokus»
do ciebie głosem potężnym.
Przyszłaś wiosenną burzą
i tęczy cię pas otoczył,
a tego było za dużo
dla moich oczu.
I zamieniałaś się w kwiaty,
w ptaki, obłoki, drzewa,
i mnie, i całemu światu
kazałaś śpiewać.
Mnie nie zabrakło odwagi
wejść w twój zaświat czarowny,
lecz zapomniałem swej magii,
zaczarowany czarownik.
Zielonymi iskrami w oku,
włosów złotem zawiłem
odebrałaś mi sen i spokój,
nadzieję szczęścia i siłę.
Na jednym palcu, jak włosy,
umiałaś mój smutek kręcić…
Nie chcę czy brak mi głosu,
by wyszeptać inne zaklęcie?
Kalinie
Tej nocy płakałem,
(nie przez ciebie),
wiersz napisałem,
rzucam za siebie,
niech potoczy się księżycem po niebie.
Może ktoś się nad nim rozpłacze,
jak ja, brzozo, wierzbo, kalino,
i spakuje swoje rozpacze,
i pójdę, chociażby boso,
tam gdzie oczy poniosą,
drogą nie twoją, inną.
Tak mi żal, że wszystko daleko,
coś tam zostało w człowieku:
piszę wiersze, nie sypiam nocą –
po co?
Warum
Miła, ja nie mam słów,
a miałem dość ich.
Nie wiem, skąd bierze się znów
ten lęk radości.
Czemu znów serce drży
jak wtedy wiosną,
a łzy zabłysły jak bzy,
co w Polsce rosną.
Tkliwość. I morza szum.
I noc co milczy.
Na Schumannowskie „Warum?” –
twój szept: „Najmilszy!…”
I trzebaż było tych mąk
i tej rozpaczy,
gdy dwoje splecionych rąk
tak wiele znaczy?
List bez adresu
Nie zostawiłaś mi nic,
kochanie:
Jerozolima, pic,
czekanie.
Nie wiem nawet, siwiejący blondyn,
czy zobaczę i ciebie, i Londyn.
Co dzień: koniak, tęsknota, malaria,
rzadziej wraca tamto imię: Maria.
Inaczej już nie potrafię:
co dzień wieczorem i rano
wyjmuję twą fotografię,
mówię: «Dzień dobry», «Dobranoc».
Zaglądam do pudełka,
skarbonki chwil, których nie ma,
w nim suche kwiatki i szkiełka:
poemat!
Szkiełkami rzucałaś w okno
«tam, gdzie pieprz rośnie»…
Dziś pieprzu listki w deszczu mokną
i jest nieznośnie.
A kwiatki przysłałaś w listach,
spalonych przed wyjazdem…
«Liryczny okultysta»,
patrzę w gwiazdy:
Nie ma Skorpiona,
ciebie nie ma,
wszystko skończone,
skończony poemat…
Pisałbym co dzień w airgraphie:
«Dzień dobry», «Dobranoc, miła»,
ale airgraph nie trafi,
jak miłość nie trafiła.
Projekt jest realizowany w ramach programu 2.1 E-usługi, Poddziałanie 2.1.1 E-usługi dla Mazowsza, typ projektów Informatyzacja bibliotek, w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego 2014-2020.